Ich liebe Luzern

Wspaniałe blogi Kasi na Rozdrożach - wspaniałej korespondentki znad brzegów pięknego Jeziora Bodeńskiego i Sukienki w kropki (życzę Ci Sukienko szybkiego powrotu do zdrowia), który czyta się jak dobra ksiażkę i wspaniale przenosi nas nad piękne jeziora Lombardi we Włoszech - otóż te świetne blogi zainspirowały mnie by napisać o moich 36 godzinach w Szwajacari na brzegu jeziora Vierwaldstättersee w Luzern a potem o króciutkiej wizycie w Sankt Gallen.

Żałuję już od lat, że jako miłośnik gór nigdy dotąd nie ujrzałem przepięknych Alp Berneńskich ze sławną trójcą szczytów Eiger, Monch, Jungfrau ani Matterhorn. Obiecuję sobie to od lat. Tym razem w czerwcu dwa lata temu po paru tygodniach intensywnej pracy u klienta w Londynie gdzie dostałem niezłe baty bardzo potrzebowałem jakieś zmiany sceneri przed odlotem do Stanów. Zaplanowałem lot powrotny przez Zürich a moim celem było Luzern. Pozostawiłem mój dobytek konsultanta w schowku bagażu na lotnisku w Zürich  - razem z garniturem i laptopem, na który nie chciałem już patrzeć. Z małym plecaczkiem odtechnąłem. Miałem w nim zmianę ubrania i moje buty do biegania i już uśmiechałem się do porannego biegu wzdłuż jeziora w Luzern. Te poranne bieganie w miastach  świata jest czymś bardzo moim. Biegałem o poranku już w tak wielu miastach na świecie na prawie wszystkich kontynentach. Jest coś niesamowitego w bieganiu raniutko po pustych jeszcze ulicach miast kiedy można bezkarnie biec pod prąd i na przełaj przez place i ronda pozdrawiając ludzi rozwożących poranne gazety, bułki, czy mleko, albo tych jeszcze słaniających sie po jakieś całonocnej libacji. W płucach jeszcze rześkie a czasem po prostu zimne powietrze no może z wyjątkiem Singapuru tam rześkie nie było. Czuje się taką wolność w 'samotności długodystansowca' o poranku a śniadanko potem smakuje najlepiej na świecie. Ale to jeszcze było przede mną.

Kiedy dotarłem do Luzern było późne popołudnie i od razu podszedłem pod słynny drewniany zadaszony mostek Kapellbrücke ale ku mojemu rozczarowaniu było wokół niego jak w ulu, Grupy turystów maszerowały tam i z powrotem po mostku tak, że wydawało się, że mostek stęka z bólu i mówi: 'ludzie a dajcie wreszcie mi święty spokój'. Pozostawiłem mostek na potem i podbiegłem do przystani. Miałem szczęscie załapałem się na ostatni statek, który robił rundkę po miasteczkach i wioskach położonych nad przepięknym jeziorem Vierwaldstättersee. Statek pełni oczywiście role przejażdzkową dla turystów ale także ważną rolę dla ludzi mieszkających wokół jeziora. Jazda samochodem do tych rozrzuconych na brzegu jeziora mieścinkach zajęłaby dużo czasu a to dlatego, że jezioro ma bardzo skomplikowany kształt i wiele odnóg.
Czyli statek jest też promem pasażerskim dowożącym ludzi do i z pracy czy szkoły czy na zakupy. Przypomniało mi to o stateczkach/promach znad przepięknego jeziora Como we Włoszech, które zobaczyłem wiele lat wcześniej. Statek ruszył punktualnie (wiadomo Szwajcaria ale jak to miło, że wszytko jest tak o czasie). Dzień był chłodny i dosyć mocno wiało od gór.

Po pierwszym przystanku gdzie wysiedli prawie wszyscy na pokładzie poza załogą pozostały dwie osoby śliczna Japoneczka wyglądająca na studentkę no i ja. Japoneczka chciała się wszędzie fotografować czyli raczej z mojej kontemplacji krajobrazu nici ale była tak miła, że jak tu jej nie fotografować. Co chwilkę wysyłała gdzieś fotografie z telefonu. Powiedziałem jej, że jeśli używa 'data roaming' to może to być bardzo drogie ale ona tylko uśmiechnęła się i zrozumiałem, ze pieniądze nie są jakimś problemem  w jej życiu. Poprosiłem o zdjęcie i ja. A krajobrazy wokół były wspaniałe a woda w jeziorze tak czysta. Przypomniałem sobie, że czytałem, że woda z Zürichsee jest tak czysta, że wymaga tylko niewielkiego przefiltrowania i jest gotowa do picia. Pomyślałem, że z Vierwaldstättersee jest pewnie podobne.







Po 3 godzinnej rundce po jeziorze stateczek wrocił punktualnie na przystań w Luzern. Zapadał zmierzch i poszukałem mojego hoteliku niedaleko przystani.
Poranek przywitał mnie mgłą nad jeziorem, która powolutku podnosiła się do góry. Było chłodno ale rozgrzałem się biegnąc szybkim tempem wzdłuż jeziora. Po drodze minąłem kilkoro biegaczek i biegaczy ubranych w piękne długie dresy i bluzy w ładnych kolorach. W moich wysłużonych spodenkach (sentymentalna sprawa przebiegły dwa maratony) i znoszonym podkoszulku wyglądałem troszkę jak z innej bajki. Jezioro z podnoszącą się mgiełką i przebijającymi się przez mgłę gdzie niegdzie szczytami gór zapierało dech w piersiach tak pięknie było. Byłem bardzo szczęśliwy tak sobie biegnąc kilometrami wzdłuż jeziora.
A po śniadanku wybrałem się jak najszybciej na Kapellbrücke. A mostek w promieniach porannego słońca z mgiełką w oddali w górach wyglądał tak wspaniale i rześko i tak jakby zapraszał mnie do siebie. Na mostku spotkałem tylko kilka osób i ktoś poprosił mnie o zdjęcie i ja też o nie poprosiłem. Wyszeptałem do mostka: aleś Ty piękny o poranku a łabędzie chyba też potakiwały :^) .. miałem przy sobie kromkę chleba z  śniadanka i podzieliłem się okruszkami.






Żegnałem już Luzern tak pięknie wyglądającą w porannym słońcu machając z pociągu ekspresowego do Sankt Gallen. Koleje szwajcarskie są fascynujące. Tak bardzo punktualne i poprowadzone przez trudny górski teren. Ekspres z Luzern do Sankt Gallen ma piękną trasę ale nie jest oblegany przez turystów. Właściwie nie widziałem żadnych turystów i miło było spoglądać na ludzi tak po prostu jadących do siebie albo od siebie. Ogloszenia w pociągu były w trzech językach i pomyślałem, że gdybym tu kiedyś zamieszkał choć na jakiś czas to może nauczyłbym się i niemieckiego i francuskiego choć raczej nie mam talentu do języków. A za oknem Alpy spoglądały tak piękne w soczystej zieleni. 

Miałem tylko niewiele ponad godzinkę w Sankt Gallen przed odjazdem pociągu do Zürich  na samolot do Stanów. Króciutki spacer po Sankt Gallen był bardzo sentymentalny dla mnie. Ktoś bardzo ważny w moim życiu i bliski w sercu kiedyś tu studiował. Sankt Gallen ma jeden z najbardziej znanych uniwersytetów w świecie niemieckojęzycznym. Sankt Gallen jest ślicznym miastem, którego domy wyglądaja jeszcze piękniej niż w Luzern czy Zürich a upiększają je obudowane drewnianie balkony z przepięknymi ornamentami zwane Orlies


Ze smutkiem, że byłem tu tak króciutko ale szczęśliwy, że dotarłem opuszczałem Sankt Gallen i żegnałem się z magicznym klimatem  miast Szwajcari myśląc czy dam radę zdążyć bez stresu na mój lot z Zürich do Nowego Jorku. Vielen Dank! Tschüss! Bis zum nächsten Mal!



Comments