Rok z Peregrino

Peregrino jest już ze mną od dokładnie roku. Ten blog przyszedł do mnie w szczególnie tęsknym momencie mego życia i bardzo mi pomógł. Był w zamierzeniu kroniką impresji z duchowej wędrówki El Camino de Santiago ale potem potoczył się już swoim życiem, kiedy uświadomiłem, że byłem już na Drodze od dawna nie zdając sobie wtedy jeszcze z tego sprawy. Jeśli los pozwoli za rok o tej samej porze będę pisał nadal już o następnej duchowej wędrówce w cieniu Himalajów i w drodze do Bodh Gaya śladami Buddy i dalej do Varanasi nad Gangesem. 

Chciałbym Wam bardzo podziękować za te kilkanaście tysięcy odwiedzin i za tak wiele inspirujących komentarzy - zebrało się ich ponad 850. Aż chce się dla Was pisać. Jeśli ten blog dał komuś choć troszkę inspiracji by wyruszyć w wędrówkę czy to na El Camino czy na inną Drogę to spełnił swe zadanie przynosząc mi najzwyczajniej radość.



Dziś ponownie wrócę do pierwszych zdań na tym blogu. Zawitały do mnie w niezapomniany sposób drugiego dnia El Camino w Drodze z Roncesvalles do Pamplony w Navarra w Hiszpanii. Szedłem od świtu i czułem już zmęczenie a czerwcowe popołudniowe słońce bardzo prażyło. Przechodząc przez niewielkie sioło Zabaldika zobaczyłem znak wskazujący do niewielkiego kościółka z XIII wieku na wzgórzu. W pełnym słońcu z  oddali kościółek na wzgórzu wyglądał pociągająco ale byłem już bardzo zgrzany i zmęczony i pomyślałem, że nie dam rady nadkładać drogi i wdrapać się na wzgórze. Zacząłem iść dalej szlakiem ale po kilkuset metrach poczułem, że nieopatrznie ominąłem coś bardzo ważnego i natychmiast wróciłem na rozstaje szlaków i wdrapałem się na wzgórze. 

Przy drzwiach kościółka przywitały mnie dwie bardzo miłe starsze kobiety i podały mi dzbanek z wodą. Jak cudownie orzeźwiającą. Obydwie były woluntariuszkami z Francji i mówiły troszkę 'połamanym' hiszpańskim takim jak mój. Powiedziały mi, że byłem tylko drugim pielgrzymem, który zawitał tamtego dnia i w ogóle niewielu zagląda bo trzeba nadłożyć drogi. Kiedy powiedziałem, że jestem Polakiem zmartwiły się, że nie miały stroniczki z informacją o kościółku po polsku i powiedziały mi, że byłem pierwszym pielgrzymem Polakiem, którego spotkały. Uspokoiłem je, że informacja po angielsku czy hiszpańsku mi wystarczy. Wszedłem do pustego kościółka i przycupnąłem tam w ciszy i chłodzie i zamknąłem na chwilkę oczy w skupieniu. Po dłuższej chwili poczułem dotknięcie dłoni na ramieniu. Jedna z kobiet z wielkim uśmiechem na twarzy wręczyła mi stroniczkę z króciutką modlitwą po polsku a po drugiej stronie kilkoma zdaniami. Spojrzałem na nie i od razu wiedziałem, że to właśnie one były tym czymś bardzo ważnym co niemalże ominąłbym w zmęczeniu i pośpiechu. Wzruszony wyszeptałem je czytając i zapamiętując a  karteczka  była potem ze mną przez całe El Camino i wiem, że będzie ze mną przez wiele lat w każdej mojej wędrówce - stała się czymś bezcennym

Błogosławiony jesteś, Pielgrzymie, jeśli odkrywasz, że Droga otwiera Twoje oczy na to, co niewidoczne.

Błogosławiony jesteś, Pielgrzymie, kiedy brak Ci słów, by wyrazić swoją wdzięczność za wszystko, co Cię spotyka na Drodze.

Błogosławiony jesteś, Pielgrzymie, kiedy kontemplując Drogę odkrywasz, że ma ona wiele imion i znaczeń.

Błogosławiony jesteś, Pielgrzymie, kiedy Twój plecak powoli się opróżnia a Twoje serce nie może pomieścić tak wielu rodzących się uczuć i emocji.

Błogosławiony jesteś Pielgrzymie, bo pojmujesz, że prawdziwa Droga dopiero wtedy się zaczyna, kiedy ją do końca przejdziesz.

Kiedy wychodziłem już z kościółka jedna z kobiet zapytała mnie czy nie chciałbym wejść po schodach na wieżyczkę i zadzwonić bardzo historycznym dzwonem z czasów jeszcze średniowiecznych. Zadzwoniłem a dzwon tak pięknie czysto zabrzmiał - pomyślałem, że dodawał otuchy tak wielu pokoleniom pielgrzymujących na El Camino.




Ale żeby nie było tak zupełnie patetycznie  - a bez wątpienia wiem, że mam takie tendencje ;^). Ostatniej nocy być może w rocznicę bloga przyśniło mi się El Camino. Tym razem we śnie prowadziłem dużą grupę pielgrzymów i czułem się niepewnie bo prawie zawsze wędruję samotnie. Śniłem, że byliśmy na początku wędrówki i szliśmy raźnie wsród pięknie zielonych łąk i pól. Ale sielanka szybko się zakończyła bo niektórzy z pielgrzymów się mocno zgrzali i byli już zmęczeni a innych znowu zaczęły boleć stopy. Część nie chciała iść dalej i zatrzymali się na posiłek w gospodzie a inni znowu chcieli iść dalej i byli zirytowani. W pewnym momencie przestraszyłem się, że mam tak dużą grupę, że nie damy rady pomieścić się wszyscy w schronisku dla pielgrzymów i będziemy musieli się podzielić tak aby część szła dalej do następnej wioski. Ale z drugiej strony obawiałem się, że po podzieleniu się grupa się już nie odnajdzie. Cały w kropce obudziłem się z ulgą myśląc, że samotne wędrowanie jest jednak dużo łatwiejsze :^))

Comments