Jeden śnieżny dzionek na Wschodnim Wybrzeżu

Mój śnieżny dzionek na Wschodnim Wybrzeżu Stanów rozpoczął się bardzo ranituko tuż przed piątą rano. Śnieżne zamiecie sprawiły, że mój lot powrotny z Filadelfii do Austin został odwołany. Po paru godzinkach czekania przy telefonie udało mi się wyprosić u miłej pani z linii lotniczej aby zmieniła moją rezerwację na lot  z Nowego Jorku do Austin, który to lot nie został odwołany. No ale musiałem się jakoś dostać do Nowego Jorku. Pomyślałem pociąg! O tak bardzo lubię pociągi :^)

Szybki pociąg Alcea (wersja pociągu Pendolino)  z Filadelfii do Nowego Jorku był bardzo rano z dworca kolejowego nazwanego po prostu nazwą ulicy '30th Street Station'.  Niestety pan w recepcji hotelu poinformował mnie, że z powodu zasp nie ma taksówek. Spojrzałem na zegarek i przyznam się, że nieco spanikowany pomyślałem czy dam radę dojść pieszo na stację w pół godzinki bo tyle mi zajęło dojść stamtąd do hotelu poprzedniego wieczora no ale bez śniegu. Wyszedłem na ulicę i po prostu zacząłem galopować z walizką w kierunku stacji. Chodniki były pełne zasp śniegu po kolana ale ulice były odgranięte pługiem choć nie wszędzie. Na ulicach prawie, że nie było samochodów. Jednym wyjściem było biec środkiem ulicy. Biegnąc tak może ponad kilometr pomyślałem, że miasto wyglądało całkiem surrealistycznie puste i zasypane śniegiem. Dobiegłem zziajany na stację o czasie.


Dworzec kolejowy w Filadelfii robi wrażenie przypominając słynne dworce w stylu Beaux-Arts z Nowego Jorku (Grand Central Terminal) czy Chicago (Union Station) czasów świetności koleji w Stanach. Ale ten dworzec jest bardziej klasyczny i oszczędny niż dworce w stylu Beaux-Arts. Oszczędna dekoracja przyciąga wzrok a najbardziej - klasycznie piękny sufit i lampiony w stylu art-deco.


Po paru godzinach z opóźnieniem z powodu zamieci dotarłem do Nowego Jorku. Po drodze myślałem jak inaczej krajobraz wyglada z pociągu niż z autostrady. Nie ma wielkich znaków ani reklam ani stacji benzynowych czy restauracji przy drodze, które razem sprawiają wrażenie nieustannej kakofonii wzrokowej. Tak ludzie kiedyś podróżując pociągiem widzieli krajobraz w niezakłócony sposób. I to jedna z wielu przyczyn, dla której bardzo lubię podróżować pociągiem. Inną przyczyną są przypadkowe ale czasem zapadające w pamięć rozmowy z innymi podróżnymi.

Tym razem obok mnie usiadł bardzo miły profesor uniwersytetu NYU i jak się zorientowałem wybitny specjalista w dziedzinie Starego Testamentu i wielokrotny autor książek z tej dziedziny. Rozmowa z nimi była niesamowicie zajmująca o podróżach ( gdyż mieszkał i wykładał przez wiele lat w Jerozolimie, a także w Rzymie i Madrycie) ale także o różnicach w chrześcijańskich kościołach amerykańskich i europejskich. Ale także to co znaczy być liberałem bo obydwaj zadeklarowaliśmy się, że takowymi jesteśmy po chwili uświadamiając sobie, że niedokładnie to samo rozumiemy przez liberalizm :^)

A Nowy Jork przywitał mnie niesamowitą zamiecią.  W zadymce miasto wyglądało dla mnie jeszcze bardziej fascynująco niż zwykle choć na pewno nie dla mieszkańców próbujących dostać się do pracy...




Miałem dwie godzinki aby przespacerować się skacząc przez śnieg na ulicach i w końcu czując mokro w pantoflach zupełnie nie na taki śnieg :^) ..oczywiście nie mogłem ominąć turystycznych ikon Manhattanu :^) .. budynków z mojego ulubionego czasu art-deco - Empire State i Chrysler'a ...





I dojść do Piątej Aleji ...


i do śnieżnej wersji Śniadania u Tiffany's .. oczywiście i tym razem Audrey się nie pojawiła :^) no ale poszukałem towarzystwa znajomej syrenki z Seattle :^) ....

Drogi Nowy Jorku .. czy w niemiłosiernym upale czy w przenikliwej zadymce jesteś niezmiennie fascynujący i pozdrawiam Cię już ze słonecznego Austin :^) ....



Comments