Nocą słyszę,
jak coraz bliżej
drżąc i grając
krąg się zaciska.
A mnie
przecież zdrój rzeźbił chyży,
wyhuśtała mnie
chmur kołyska.
A mnie
przecież wody szerokie
na dźwigarach
swych niosły ptaki
bzu dzikiego;
bujne obłoki
były dla mnie
jak uśmiech matki.
Krąg powolny
dzień czy noc krąży,
ostrzem
świszcząc tnie już przy ustach,
a mnie
przecież tak jak i innym
ziemia rosła -
tęga nie pusta.
I mnie
przecież jak dymu laska
wytryskała
gołębia młodość;
teraz na dnie
śmierci wyrastam
ja - syn dziki
mego narodu.
Krąg jak nożem
z wolna rozcina,
przetnie
światło, zanim dzień minie,
a ja prześpię
czas wielkiej rzeźby
z głową ciężką
na karabinie.
Obskoczony
przez zdarzeń zamęt,
kręgiem ostrym
rozdarty na pół,
głowę rzucę
pod wiatr jak granat,
piersi
zgniecie czas czarną łapą;
bo to była
życia nieśmiałość,
a odwaga - gdy
śmiercią niosło.
Umrzeć przyjdzie gdy się kochało
wielkie sprawy głupią miłością.
Krzysztof Kamil Baczyński
Comments
Post a Comment